Blog założony bardziej z potrzeby wylania z siebie potoku słów na temat zapomnianych już przez większą część ludzkości hardrockowych i heavymetalowych płyt, które jednak warte są choćby jednego przesłuchania. Przekopując sieć wzdłuż i wszerz można trafić na prawdziwe perełki i aż żal, że zespoły nie kontynuowały działalności. No ale postaram się przypomnieć sobie i komukolwiek, kto przypadkiem tu zajrzy, co nieco ze starych dobrych lat 80' i 90'.

środa, 29 września 2010

Taist Of Iron

Właśnie wykopałam w necie kolejną jednopłytową kapelę, znowu USA, a mianowicie Taist Of Iron z Tacoma w stanie Washington. Powstali w 82 roku, jednak pierwszy i zarazem ostatni album - Resurrection - wydali dwa lata później. Płytka ciekawa, tradycyjny heavy metal w połączeniu z elementami progresji oraz wzbudzającymi niepokój męskimi chórkami rodem z magicznego rytuału.. Wokal, i tu zaskoczenie, kobiecy - niesamowita, powalająca barwa, siła, charyzma, jest w nim ogromna moc. Rzadko zdarza się dobry kobiecy wokal w cięższej muzyce, na myśl przychodzą mi teraz Lee Aaron i Doro Pesch, ale Lorraine Gill jest nieziemska. Kilka słów o muzyce - surowe brzmienie, proste, przejrzyste, poza tym czuć ciężkość, czuć w tym tony dziewiczej stali, solówki są świetne technicznie a riffy tak agresywne, że mogłyby skopać niejeden tyłek.
Generalnie są eksperymenty i kombinacje - nie ma natomiast przekombinowania, a cały materiał brzmi potężnie. Nazwa zespołu jak najbardziej adekwatna - po przesluchaniu albumu przez kolejnych parę dni czuła będę w ustach smak stali.
Moja ocena: 11/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz